Diuna, Frank Herbert, 1965
----------
Aż dziw, że tak późno przeczytałem Diunę, wiele lat po oglądnięciu filmu, z pełną świadomością czego się spodziewać, kojarząc herbertowskie pojęcia: melanż i czerwie, Atrydzi i Harkonnenowie, Arrakis i Fremeni.
Mimo to wciągnąłem się w lekturę piaskowej biblii sci-fi, szybko ją przeczytałem.. i tyle. Herbert, bez dwóch zdań wykreował świat fantastycznie wyjątkowy, z imponującymi odniesieniami do wielkich tematów dwudziestowiecznej rzeczywistości (ekologia, totalitaryzmy, terroryzm, narkotyki), sprawnie wplótł w to wszystko burzliwe (często dosłownie - samum) perypetie bohaterów. Nie da się tego nie docenić. Niestety gorzej wypada Diuna na płaszczyźnie literacko-psychologicznej, raziły mnie częste sformułowania w rodzaju "...ogłuszona jego straszliwą mocą..." i papierowa psychologia bohaterów.
Nie zdziwię sie natomiast jeśli Diuna ponownie zostanie przeniesiona na duży ekran. Przy obecnych mozliwościach technicznych efekt byłby spektakularny, a i materiał na kolejne części jest olbrzymi.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz