Ostatni lot flaminga, Mia Couto, 2000
----------
Książka Mia Couto zaczyna się podobnie jak Blue Velvet Davida Lyncha, choć u mozambickiego pisarza odcięty fragment ciała jest znacznie bardziej spektakularny od tego, który porzucony został w trawie w filmie amerykańskiego reżysera.
"Oto nagi fakt: na samym środku drogi krajowej, przy wjeździe do miasteczka Tizangara pojawił się amputowany penis. Odcięte okazałe przyrodzenie."
Znalezisko to, okazuje się być wierzchołkiem (!) góry lodowej, zagadkowej historii z eksplodującymi żołnierzami ONZ, którą wyjaśnić ma przedstawiciel tej szacownej i słynącej ze skuteczności organizacji, Włoch Massimo Risi.
Tak zaczyna się sensacyjna intryga w wersji mozambickiej. Pełna afrykańskiej ludowości (czary i zjawy), afrykańskiej historii (od kolonializmu po wojnę domową), afrykańskiej państwowości (nepotyzm, korupcja, samowola). Intryga, w której prostytutka ma mądrość filozofa, staruszka ciało młódki, a drzewa, mogą służyć jako wieszak dla kości, bez których, jak wiadomo, lepiej się odpoczywa.
Ostatni lot flaminga to krótka, ale intrygująca książeczka, w której całkiem poważne tematy ukryte zostały za groteskową maską afrykańskiego realizmu magicznego.
.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz