poniedziałek, 5 lipca 2010

Brudna trylogia o Hawanie - Pedro Juan Gutiérrez

Brudna trylogia o Hawanie, Pedro Juan Gutiérrez, 1998

----------

Okładka kłuje w oczy nagim ciałem apetycznej Mulatki. Sama książka jest znacznie mocniejsza. Dużo w niej ostrego seksu, anatomicznej dosłowności, nurzania w wydzielinach. "We wrednych czasach nie da się pisać łagodnie. Nie można tworzyć subtelnych tekstów, gdy rzeczywistość dookoła jest tak brutalna. Moje pisanie ma drażnić i zmuszać innych, by powąchali gówno. Niech poczują ten smród. W ten sposób nastraszę tchórzy, a tym, którzy chcieliby nas zakneblować, napsuję trochę krwi" mówi Pedro Juan, główny bohater, alter ego pisarza. Jeśli to kogoś drażni, bulwersuje lub wywołuje dyskomfort, niech po książkę nie sięga. Choć moim zdaniem powinien się przemóc, choćby po to, żeby zobaczyć jak Kubańczycy radzili/radzą sobie z socjalizmem w wersji Castro. Mityczny przywódca, mimo że totalnie zdominował kubańską codzienność, praktycznie w książce się nie pojawia, wszechobecne natomiast są efekty jego rządów. Głód, bieda, kilka(naście) osób na metr kwadratowy, bród i robactwo, brak pracy, brak prądu, brak towarów w sklepach, brak wszystkiego, a jednocześnie żywe jeszcze ślady danej świetności, bogaci turyści i dewizowa alternatywna rzeczywistość. Oto Hawana lat dziewięćdziesiątych XX wieku. Pedro Juan nie należy do protestujących dysydentów, to (wykształcony wprawdzie) przedstawiciel społecznych dołów najlepiej czujący się w towarzystwie dziwek i pijaków. Kombinuje jak wszyscy, ma tysiąc pięćset pomysłów na małe interesiki (nie zawsze legalne i nie zawsze moralne) byle tylko żeby zarobić parę peso i przebrnąć przez kolejny dzień."...Lepiej nie mysleć za dużo i tylko się bawić. Rum, kobiety, maryśka. Od czasu do czasu jakaś rumba". O tym jest Brudna trylogia o Hawanie. O smrodzie z przepełnionego szamba i smrodzie egzystencjalnym. I o sposobach na ich przytłumienie, bo na całkowitą likwidację jedyną nadzieją jest tratwa dryfująca w stronę Miami.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz