----------
Świetny film o spotkaniu dwóch znakomicie zanimowanych animatorów. Choć na poczatku Chris Landreth mówi kilka zdań o sobie, później przez trzynaście minut koncentruje się już wyłącznie na swoim bohaterze - Ryanie Larkinie, w latach sześćdziesiątych wschodzącej gwieździe animacji, teraz zniszczonego przez używki żebraka. W podłej spelunce pyta o kulisy powstawania jego filmów (fragmenty Walking (1968) i Street Musique (1971) zgrabnie wplecione zostały w fabułę), o ludzi, którzy odegrali ważne role w jego życiu, o narkotyki i alkohol (trzy lata po powstaniu filmu Ryan zmarł na raka płuc). Larkin wpomina nominację do Oscara za Walking (Ryan nie otrzymał go wówczas, ale wkrótce, pośrednio miał się z niego cieszyć, ponieważ uhonorowany został nim Ryan), opowiada o swoich inspiracjach, mówi o jasnych momentach swojego życia, o jego wyjątkowości, której jest świadom nawet żebrząc na ulicy.
Błyskotliwa fabularno-animowana realizacja sprawia, że jest to pozycja wykraczająca poza ramy animacji. Ekstraklasa.
Oglądając Ryana miałem skojarzenia ze Sztuką spadania Bagińskiego (obydwie produkcje powstały w 2004 roku), która jednak dość blado wypada w porównaniu z filmem Landretha.
kadr z filmu
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz